Gdy mówimy lub myślimy o Najświętszym Obliczu Pana Jezusa Chrystusa, przenosimy się myślą do VI-tej stacji Drogi Krzyżowej, w której rozpamiętywamy, jak św. Weronika zobaczywszy zalaną potem i Krwią Najświętszą. Twarz naszego Pana, nie zważając na otaczający Go motłoch żydowski, zapragnęła Mu ulżyć i otarła Ją swym welonem. Zapominamy jednak, że cześć Najświętszego Oblicza łączy się z dogmatem Wcielenia i zaczęła się dużo wcześniej, bo jeszcze w stajence betlejemskiej, kiedy to po raz pierwszy oddali Mu hołd oprócz Maryi i Józefa św. najpierw aniołowie, a następnie pastuszki i Magowie. Nie myślimy również o Boskiej Twarzy spoconej podczas nauczania tłumów i zmęczone, lub też rozpromienionej na widok ludzi cieszących się jakimś uzdrowieniem, czy nawróceniem, oraz promieniującej chwałą w chwili Przemienienia na górze Tabor. Oblicze Chrystusa było wówczas tak piękne, że Apostołowie wpatrując się weń, ?nie widzieli nikogo, jeno samego Jezusa?, Syna Bożego, w którym sobie Ojciec ?dobrze upodobał?. Niestety , nie było fotografii i dlatego nie zachowało się wierne odbicie Twarzy naszego Oblubieńca. Lecz sam Boski Mistrz pomyślał o tym i pozostawił jakby wierną fotokopię, odbijając swe zbolałe Oblicze w chwili dla nas najważniejszej, bo podczas swojej Najboleśniejszej Męki, zachowane do naszych czasów.