MEDYTACJA VI
+
JMJ
F
O POTRZEBIE DOSKONAŁEGO NAWRÓCENIA SIĘ DO BOGA
Czuję ja bardzo potrzebę nawrócenia się zupełnego, ale to dla mnie wydaje się tak niepodobne, że chyba to stać się może cudem. Wpadłam w taki stan bezwładności moralnej, taką czuję niemoc do wszelkiego dobra, a skłonność do wszelkiego złego, że mi trudno nawet zacząć tę pracę, a cóż dopiero w niej wytrwać. Chyba Pan Bóg zrobi ze mną jak ze Św. Augustynem, którego pociągnął mimo jego woli. Tak i mnie może nawróci bez mojego współdziałania, ale to może bluźnierstwo taka mowa. Przecież Pan Bóg Sam mówi: bez was, was stworzyłem, ale bez was, was nie zbawię, a ja zupełnie nie czuję ani pragnienia, ani odwagi zadania sobie w czymkolwiek jakiego gwałtu.
Na mnie to się spełnia ta smutna prawda, że prędzej największy grzesznik nawróci się do P. Boga, jak oziębła zakonnica. W takim jestem usposobieniu, że na mnie nic i nikt, zdaje się nawet, że Ojciec nie robi wrażenia. Najświętsze rzeczy, Komunia św., spowiedź, Msza św., nauki, książki, wszystko to bezpożyteczne. Nic mię nie może wyrwać z tego lenistwa duchowego. Zdaje się, że to by mię jeszcze wyratowało, gdyby mi nakazywano pod posłuszeństwem to dobre, które powinnam robić, bo sama się na nic nie zdobędę. Ze mną daleko gorzej jak z grzesznikiem nowo nawróconym do Boga, bo tego łaska Boska pociąga do wszystkiego co dobre, a odciąga od złego, ale ja tę łaskę zmarnowałam, nie odpowiadałam jej i dlatego mię opuściła, i ja zostałam sama z wrodzoną skłonnością do złego.
Jakże się tu poprawić, kiedy to nie w jednej, nie w kilku rzeczach, ale we wszystkim [?].