MEDYTACJA VII
+
JMJ
F
ZAKONNICA DOSKONAŁA POWINNA ŻYĆ WEDŁUG DUCHA, A NIE WEDŁUG CIAŁA
Że daleka jestem od tej doskonałości najlepiej to dowodzi, że wcale tej medytacji zrozumieć nie mogłam, ani jej do siebie zastosować, pomimo tego że tak jak w przeszłych medytacjach prosiłam P. Jezusa, aby mi dał poznanie tego zła, które we mnie jest, ale zupełnie odmawiał mi łaski Ducha Świętego i wcale głosu Jego usłyszeć nie mogłam.
Ale Ty lepiej wiesz jak ja, o Panie mój, co potrzeba duszy mojej, co dla niej może być pożyteczniejsze. Ty wiesz, jak ja skłonna jestem do pychy, że najmniejsza rzecz, nie tylko łaski nadzwyczajne, nie tylko uczucie miłości Twojej, ale nawet łatwość w odprawianiu ćwiczeń, w otwarciu się, możność wypowiedzenia swej nędzy, sposób zwracania się do Ciebie już jest mi okazją choć do chwilowej pomimowolnej próżności (bo wola się do tego nie skłania). Gdybyś mi, Panie, udzielał jakich szczególniejszych łask, to by mię te pewno doprowadziły do zatracenia. Ciężko mi bardzo znosić to Twoje opuszczenie, ten brak światła, tę niemoc do dobrego, ten ciągły tylko widok swojej nędzy, tę ciągłą walkę wewnętrzną, to zamieszanie jakieś, którego nie mogę sama zrozumieć, tę obawę każdej myśli pomimowolnej, aby nie była grzechem.
Jak mię to wszystko męczy, Ty wiesz najlepiej. Widzisz, że z sił opadam, że serce pęknie z boleści, a jednak jeżeli mię tylko łaską Swoją przyrzekniesz wspierać, wolę to wszystko znosić i utrzymywać się w upokorzeniu, aniżeli łaskami największymi być obdarzoną i podlegać pysze i czuć z siebie jakieś zadowolenie.
Ja wiem, o Panie mój, że we mnie nie ma pokory, bo najmniejsza okoliczność o tym mnie przekonywa. Nawet nie rozumiem dobrze tej cnoty, ale jednak pychą się brzydzę, najmniejsza pokusa mię niepokoi. Może dlatego tak mi trudno dziś odbywać medytację, że wczoraj przyszła mi myśl pyszna z tych kilku słów, co mi Ojciec mówił o wrażeniach i dlatego też pewno dla upokorzenia mego, dla okazania mojej głupoty i niedołęstwa, zostawiłeś mię w takiej ciemności. Już mi trudno było pisać i myślałam sobie, żeby już dać pokój pisaniu, choć pragnęłabym się dać poznać dobrze Ojcu, a może nigdy do tego podobna nie nadarzy mi się sposobność. Może to pokusa, która mię od tego odciąga, gdyby się wkradła jaka niedoskonałość mała albo chwilowa próżność, to może mi, Panie, przebaczysz. Zawsze jednak myślę, że podobne otwarcie się Ojcu nie będzie bez pożytku [dla] mej duszy.
Tak bym chciała zrozumieć, co to jest żyć według ducha. Muszę Ojca prosić, aby mię w tym objaśnił, bo choć nie mam wyobrażenia, nie wiem, po czym je się poznaje, mam jednak przeczucie, że go we mnie nie ma, a przynajmniej bardzo mało. Że we mnie życie zwierzęce, zmysłowe, że nie ciało podlega duchowi, ale ciało ujarzmia ducha, że dogadzam wszystkim jego zachceniom, że w niczym go nie karcę ani umartwiam, że nie ja namiętnościami rządzę, ale mną namiętności rządzą.
Kiedy jestem w dobrym usposobieniu, to jestem łagodna, uprzejma, kiedy w złym, to podlegam gniewowi, najmniejsza rzecz mię niecierpliwi bez najmniejszej przyczyny. Kiedy jestem uciśniona, to opuszczam prawie wszystkie modlitwy. Kiedy mię lenistwo opanuje, to opuszczam najważniejsze obowiązki, z których będę musiała odpowiadać przed Bogiem i za co mnie sumienie strofuje. Kiedy jestem smutna, zmartwienie mię spotyka, to się oddaję rozpaczy, zniechęceniu do wszystkiego, pragnę choroby, nawet narażam się dobrowolnie na utratę zdrowia. Tym więcej w tym wszystkim jestem naganna, że głos wewnętrzny do czego innego mię pobudza i zupełnie inaczej nakazuje postępować, jednakowoż ja tego głosu, który zapewne jest głosem łaski, nie słucham, tylko idę za głosem natury. Czy ja się z tego poprawię? Tak mi trudno w najmniejszej rzeczy gwałt sobie zadać, a przecież wiem, że tylko gwałtownicy niebo porywają, to bym ja nie mogła mieć żadnego prawa [do niego].