MEDYTACJA VIII
+
JMJ
F
O GORLIWOŚCI W SŁUŻBIE BOŻEJ
Ja to zupełnie inaczej postępuję, jak postępowali Święci. Ci, im więcej poznawali Boga, im dłużej Mu służyli, tym większą miłość okazywali, tym gorliwsi, akuratniejsi byli w tym wszystkim, co się do Jego chwały ściągało, bo brak znajomości Boga może tylko usprawiedliwić brak miłości i brak gorliwości w służbie Jego.
Cóż mię wymówi w oczach Twoich, Panie, co usprawiedliwi moje postępowanie teraźniejsze? Jest mi wstyd, gdy porównam moją teraźniejszą oziębłość względem Ciebie z dawniejszą gorliwością! Dawniej miałam tyle przeszkód, teraz mam wszystko ułatwione. Dawniej wszystko mię odciągało od Ciebie, teraz wszystko, co mię otacza, pobudzać mię powinno do gorliwości. Dawniej tylko służebnicą Twoją byłam, teraz noszę tytuł Oblubienicy Twojej. Mówię tytuł, boć w rzeczy samej nazwać się nią nie mogę; bo czyż mogę rościć sobie do tego prawo, kiedy mój sposób służenia Tobie daleko gorszy jak dawniej był jako służebnicy? Zastanawiając się nad moim postępowaniem, raczej niewolnicą nazwać by się wypadało; a i niewolnicy lepiej panom swoim służą, bo ich bojaźń pobudza do pilnego wykonywania obowiązków, ale u mnie i ta pobudka nie ma wpływu, bo wcale nie mam uczucia bojaźni Bożej i nawet jej obudzić w sobie nie mogę. Chyba jak przyjdzie myśl tego pierwszego ukazania się duszy przed Bogiem, to mię przeraża.
Do mnie to mogą zastosować się te słowa, że nie jesteś zimny ani gorący, ale letni, zacznę cię wyrzucać z ust moich. Cóż dziwnego, o Panie mój, że mogę być Ci obrzydliwą, żebyś mógł mieć do mnie wstręt, kiedy ja sama sobie jestem niemiła, kiedy sama siebie znieść nie mogę. Nieraz użalam się, że na mnie nie sprawdzają się Twoje słowa, że jarzmo Twoje słodkie a ciężar Twój lekki. Jarzmo Twoje ma dla mnie gorycz, a ciężar mię Twój coraz więcej przygniata. Pomimo tego że dobrowolnie Ci się poświęciłam na służbę, że mam nadzieję, że za łaską Twoją trwać w niej będę i wytrwam do końca, bo na to nie pozwolisz, abym Cię miała kiedy odstąpić, mógłbyś na mię dopuścić podobną słabość jak na Św. Piotra, ale ja, jeżeli Ci robię podobne przyrzeczenie, to nie na swoją siłę, nie na moją miłość, ale na Twoją pomoc rachuję.
W Tobie, Panie, ufność moją położyłam, nie będę zawstydzoną!
Że nie czuję słodyczy Twego jarzma, to pewno dlatego, że go nie dźwigam, jak bym powinna, coraz więcej się zwalniam i zamiast ulgę znajdywać, ciężaru sobie przymnażam, bo gorliwość wszystko czyni miłe i lekkie. Nie potrzebuję szukać daleko przykładu, na sobie samej mam najlepsze doświadczenie. Im gorliwiej garnęłam się do Pana Boga, tym więcej czułam spokoju i szczęścia, tym więcej czułam obecność Boga. Im więcej pomnażałam ćwiczeń duchownych i umartwień, tym więcej czułam do tego pociągu, tym łatwiejsze mi się wszystko wydawało. A teraz, co się ze mną stało, gdzie się podziała ta pierwsza gorliwość, ta wierność w służbie Pańskiej? Mogłabym na swoje usprawiedliwienie powiedzieć, że dawniej łatwo było być gorliwą, kiedy łaska Boska i pociechy, i słodycze wewnętrzne zewsząd mię otaczały i były pobudką, i zachętą do wszelkiego dobra, ale trudno się zdobyć na cokolwiek, kiedy Bóg się usunie z łaską Swoją, kiedy pozbawi Swojej obecności.
Ach! Ta utrata obecności Pańskiej, to straszne! Matka Najświętsza tylko 3 dni była pozbawiona obecności Jezusa, a jak bolała, z jakim utęsknieniem Go szukała. Ach, i ja Cię szukam, Panie, wszędzie, a ani na jedną sekundę znaleźć Cię nie mogę, ani Cię poznać nawet wtenczas, kiedy w Komunii św. przychodzisz do mego serca. Nie proszę Cię, Panie, o żadne pociechy, wyrzekam się nawet przez cały dzień kosztować Twojej obecności, ale nie pozbawiaj mię jej wtenczas, kiedy spoczywasz w sercu moim. Wszak to jest jedyna i ciągła prośba, którą do Ciebie zanoszę.
Prawda, o Panie, że we wszystkich ćwiczeniach duchownych jest dużo lenistwa, opuszczenia, brak gorliwości, ale gdy się gotuję do Komunii św., Ty wiesz, o Panie, że robię wszystkie usiłowania, aby wzbudzić jakieś uczucie. Rada bym zebrać wszystkie książki, które traktują o Tej tajemnicy, czytam modlitwy i nie mogę natrafić na taką, która by we mnie obudziła jakie uczucie, ale że książka nie robi na mnie żadnego wpływu, to nic dziwnego, ale że Twoja obecność, że dotknięcie Serca Twego do mego nie poruszy serca mego, nie rozpali w nim choć iskierkę czucia, jeżeli już nie miłości, to rzecz dla mnie niepojęta, to mię do rozpaczy, do wyniszczenia doprowadza.
Wiem, że przychodzisz do mnie jako ofiara, otóż już decyduję się i ja w tym charakterze do Ciebie [się] zbliżać, i nie mogąc Ci złożyć uczuć miłości, ofiaruję jako przygotowanie do przyjęcia Ciebie to uczucie boleści, jakiego doznaję, że pierwszego uczucia w sobie nie widzę. Powinien byś, Panie, mię wynadgrodzić i ulżyć mojej boleści, gdy zstąpisz do mego serca, ale gdzie tam; tam taka próżnia, jakby tam wcale Ciebie nie było.
Powiedz mi, o Panie mój, co mam robić, na której drodze Cię spotkam i zobaczę, a pójdę tam i wszystko zrobię, co każesz i czego ode mnie wymagać będziesz.
Wczoraj w czasie nabożeństwa w obecności Twojej, zdaje mi się, że w czasie procesji, przyszedł mi na myśl Zacheusz, jak wszedł na drzewo, aby Cię zobaczyć przechodzącego, a Ty nie proszony o to powiedziałeś, żeby przygotował dom swój na przyjęcie Ciebie i poszedłeś i nawiedzenie Twoje sprawiło, że się nawrócił do Ciebie. I gdy się nad tym zastanawiałam, wymawiałam Ci, Panie, że Zacheusz Cię nie prosił, a jednakowoż przyszedłeś do niego, a ja Cię ciągle proszę tak usilnie, a jednakowoż jak byś odrzucał mą prośbę, bo chociaż wchodzisz co dzień do domu serca mego, a jednakowoż nie zostawiasz takich skutków jak w domu Zacheusza, bo ja zawsze w tym stanie lenistwa i oziębłości duchownej ciągle zostaję.
Kiedy się później więcej zastanawiałam, Panie, czułam, że niesłusznie Ci wymówki czynię, że cała wina z mojej strony, bo Ty, Panie, równie, a nawet tak samo jak z Zacheuszem postąpiłeś. Bo choć nie słyszałam podobnych wyrazów z ust Twoich, choć Cię w postaci widomej nie widziałam, jednak zrobiłeś więcej, bo mię widokiem Twoim w Komunii św. pociągnąłeś i kazałeś mi przygotować serce moje do przyjęcia Ciebie, a wszedłszy pociągnąłeś do siebie, bo od tego nawiedzenia Twego zaczęło się nawrócenie moje.
O, czemuż nie utrzymałam się na tej drodze gorliwości, czemuż ustałam? Wymawiam Ci te trochę modlitwy przed Komunią św. i chcę zaraz, żebyś mi zapłacił obecnością Swoją. Jakby to ta krótka chwila była dostatecznym przygotowaniem do przyjęcia Ciebie, jakby wszystkie ćwiczenia i obowiązki nie w tym duchu powinny być spełniane. A jakże one są spełniane? Z jakim lenistwem, jak łatwo opuszczane nie tylko dla słusznych powodów, ale bez żadnej przyczyny, z lenistwa, z fantazji, z kaprysu, ze zgorszeniem nawet drugich.
Ach, już dosyć, Panie, tej oziębłości, już się w niej dosyć spracowałam. Wyrwij mię, Panie, z niej, bo już dłużej trudno mi w niej wytrzymać, ale chyba Ty Sam mię z niej wyprowadzisz, bo mnie samej trudno by było to uczynić, bo ta wada stała się niejako moją drugą naturą. Jeżeli, Panie, chcesz mię trzymać w tym stanie opuszczenia i oschłości, jeżeli Cię nie mogę chwalić uczuciem serca mojego, niech rządząc się tylko wiarą chwalę Cię akuratnym i gorliwym wypełnianiem wszystkich ćwiczeń duchownych. Niech nie uważam wcale, jakie jest moje wewnętrzne usposobienie, choćbym wszystko odprawiała, nie tylko bez najmniejszego uczucia, ale ze wstrętem, niech jednak nic nie opuszczam bez słusznej przyczyny, niech we wszystkim mam tę jednostajną zawsze wytrwałość. Wiem, że obowiązki moje nie pozwalają poświęcać dużo czasu ćwiczeniom duchownym, ale niech będąc zmuszoną do opuszczenia takowych, niech przynajmniej nad tym cierpię, niech z każdego czasu korzystam, aby nadgrodzić to, co się opuściło.
Wiem, o Panie, że podobne postanowienia nie w mojej mocy jest dopełnić, nawet pewna jestem, że na niczym się skończą, ale Ty, Panie, ulituj się nade mną i gwałtem mię zmuszaj do tego, com czynić powinna. Daj mi prostotę w postępowaniu z moim Ojcem duchownym, może to częste otwieranie się nawet w małych rzeczach pobudzi i utrzymywać mię będzie w tym ciągłym czuwaniu nad sobą i gwałceniu się w ćwiczeniach duchownych.
Zastanawiałam się nad sobą i dojść nie mogłam z czego głównie moja oziębłość i to lenistwo duchowne wzięły swój początek i przyszły mi na myśl te słowa: spustoszeniem jest spustoszona cała ziemia, bo nie ma kto by w sercu rozmyślał, i uważałam, że to napomnienie bardzo a nawet w zupełności zastosować się może do mnie, bo cały mój upadek ducha głównie temu przypisać należy, żem zupełnie zaniedbała medytację, żem zupełnie od niej odwykła i dlatego mi z trudnością przychodzi, że nie chce mi się popracować, a nade wszystko głównie dlatego, że nie odbywałam medytacji, że trzeba by było robić postanowienia, które musiałabym była wypełnić, a jestem zbyt leniwą, aby sobie w czym gwałt zadawać. Ale jeżeli dawniej było złem zaniedbanie medytacji, jakże teraz byłoby daleko gorszym, gdybym mając to poznanie, że to jest główną przyczyną mej nędzy duchownej, nie chciała jej usunąć. Wiem, że do przełamania się, a jeszcze więcej do wytrwania, wiele będę miała pokus, ale może mi Pan Jezus da łaskę zwyciężyć je. Chyba tego sposobu użyję, że będę pisać co dzień medytacje, bo takie mam dziwne usposobienie, że więcej mi się myśli nasuwa pisząc jak tylko rozmyślając.